Historia Mikołaja


W czerwcu 2011 roku zdiagnozowano u Mikołaja nowotwór kości udowej  z licznymi przerzutami do płuc.

Nie mogliśmy uwierzyć, że ten pełen życia, pogodny i wzbudzający ogólną sympatię, pływak, zapalony rowerzysta, mógł zachorować na taką chorobę.

Jeszcze tydzień wcześniej był aktywny fizycznie, chodził do szkoły, jeździł na rowerze - nie skarżył się na nic.

Pomimo zaawansowania choroby Mikołaj walczył, miał ogromną wiarę w powodzenie w leczeniu. Ci którzy znali Mikołaja wiedzą jak potrafił być dzielny w trudnych dla siebie chwilach i zawsze uśmiechnięty.

Przez trzy miesiące chemioterapii, która bardzo osłabiła Mikołaja fizycznie, nie skarżył się, bo wiedział że to o krok bliżej do wyzdrowienia.


Na początku października okazało się, że konieczna jest amputacja nogi. Wiadomość tą Mikołaj przyjął z godnością. Miał świadomość, że to jest cena jaką musi zapłacić, aby wygrać z nowotworem. Po amputacji robił ogromne postępy i snuł plany na przyszłość.

Uciążliwa chemioterapia go wyniszczała, ale nie odebrała mu pogody ducha i poczucia humoru. Sporadycznie wychodził z domu, ale doskonale wiedział jaki jest wynik meczu, albo co się dzieje na świecie i w szkole.

Dzielnie stawiał czoła ciekawskim spojrzeniom na ulicy. Nie rozumiał dlaczego wywołuje taką sensację, przecież nie miał tylko nogi.

To Mikołaj pokazywał nam, że należy stawiać czoło przeciwnościom losu z uśmiechem na twarzy, że każdą słabość można zmienić w siłę, że uśmiech, pogoda ducha i optymizm są ważniejsze niż noga, włosy, czy piątki w szkole. Czerpał radość z życia tyle ile mógł, ale ostrożnie, aby nie zaburzyć procesu leczenia.

Gdy pojawiła się możliwość bardzo kosztownego leczenia zagranicą, okazało się, że Mikołaj ma dziesiątki a nawet setki przyjaciół. Wieść o potrzebnej pomocy dla Mikołaja rozeszła się szerokim echem po warszawskich szkołach jak również po całej Polsce. Zorganizowano różnego rodzaju akcje społeczne w szkołach, kościołach, klubach sportowych.

Akcje te były dla Mikołaja i jego najbliższych nie tylko wsparciem finansowym, ale również psychicznym- mieli poczucie że nie zostali z tym problemem sami. 

Udało się uzbierać na pierwsze miesiące leczenia. Z różnych względów Mikołaj musiał jeszcze pozostać w Polsce.

Gdy żaden z lekarzy w kraju nie dawał szans na wyleczenie, Mikołaj swoją postawą pokazywał, że będzie walczył do końca. Skończy gimnazjum, pójdzie do liceum, zacznie wreszcie jeździć na rowerze.

Rozpoczął terapię pod okiem lekarzy w Bolonii i nie dopuszczał myśli, że może się nie udać. Wierzył że pokona chorobę i zacznie normalne życie nastolatka.

Mikołaj został podopiecznym Domowego Hospicjum Dziecięcego "Promyczek". Tam miał swoją "osobistą" pielęgniarkę, lekarzy. Prawdziwą pomoc.

Pomimo heroicznej walki Mikołaj odszedł od nas 2 maja w wieku 15 lat.

Ale nie odszedł od nas zupełnie. W każdym, kto Go spotkał, jest cząstka Mikusia- pogodnego chłopca, przystojnego gimnazjalisty, zdolnego muzyka, fajnego kumpla, godnego zaufania przyjaciela, kochanego Syna i Brata.

Możemy śmiało powiedzieć, że chociaż nie był nauczycielem, to wiele nas nauczył....